
Dwóch facetów patrzy sobie w oczy przez 6 minut, kamera porusza się wolno, wręcz ociężale. Długie ujęcia, brak słów, tylko muzyka. A potem strzał i po wszystkim. Tych kilka minut z Pewnego razu na Dzikim Zachodzie sprawiło, że z miejsca stałem się zagorzałym fanem spaghetti westernów. Finałową scenę tego filmu uważam za jedną najlepszych w historii kina. Wcześniej był jednak Thorgal, Funky Koval i Ekspedycja – czyli klasyka polskiego komiksu. Science Fiction stało się moją pierwszą miłością, która do dziś ani trochę nie ostygła.
Wbrew pozorom oba gatunki sporo łączy. Co takiego?
Dziki Zachód i Kosmos to ta sama swoboda, przestrzeń i niebezpieczeństwo czekające na pionierów niezależnie, czy swój tyłek odparzają w siodle, czy w fotelu promu kosmicznego. Aż dziw, że miraż Science Fiction i Westernu zdarza się w popkulturze tak rzadko! I nie mówię tu o Gwiezdnych Wojnach, które czasem określane są mianem westernu w kosmosie. Chcę, by powróciły sześciostrzałowe rewolwery, długie wymiany spojrzeń – wszystko to jednak osadzone „gdzieś w odległej galaktyce”. Szukając i nie widząc nic na horyzoncie, stworzyłem Widma Zapomnianej Planety.

Próbując zatem jednym zdaniem zdefiniować NeoWestern, powiem: „western fantasy, którego akcja dzieje się poza Ziemią”.
Łukasz Pośpiech